Freestyle

Trochę to dziwne, że w XXI wieku nadal trzeba apelować: „Pacjencie, NIE lecz się sam!”. Nie sprawdzaj w internecie, czy lekarz dobrze cię leczy, nie szukaj w sieci „cudownych specyfików”. Mam tu oczywiście na myśli znachorów i niepoparte żadnymi badaniami substancje. Czymś zupełnie innym jest zasieganie porad u innych specjalistów! Przeraziła mnie ostatnio rozmowa dwóch pań w poczekalni. Jedna tłumaczyła drugiej, że „jej córki sprawdziły w internecie to, co zalecił onkolog, i to w ogóle nie tak powinno być”. Na szczęście druga pani okazała się rozsądna i wytłumaczyła swojej rozmówczyni, jaką krzywdę robi sobie w ten sposób.
Styl dowolny w leczeniu nigdy się nie sprawdzi.
Może się natomiast sprawdzić w chorowaniu. „Wszystko jest w głowie” – słyszałam już wielokrotnie. I naprawdę dużo w tym racji. Nikt oczywiście nie może ci mówić, jak masz chorować. Ale „styl chorowania”, jaki przyjmiesz, może bardzo wiele zmienić. I ułatwić. Ja w każdym razie jestem o tym przekonana.
Każdy oczywiście reaguje na terapię inaczej. Jedni przechodzą wszystko ciężej, inni delikatniej. Ale zaprogramowanie się na szablon: „Jestem chory. Nie mam siły. Nie wstanę” w niczym pomóc nie może. Rób wszystko, żeby żyć normalnie. Nie przesypiaj dni. Nie chodź w piżamie. Spotykaj się z ludźmi, a jeśli naprawdę nie masz siły, zapraszaj ich do siebie. Chcesz poczytać? Zrób to na ławce przed domem. W wyniku chemioterapii tracisz włosy? Kup naprawdę fajną perukę. Taką, którą z przyjemością będziesz nosić. Można to zawsze potraktować jako element własnego stylu, swego rodzaju ekstrawagancję. Żeby te sztuczne włosy nie były dla ciebie symbolem własnej niemocy, a wręcz przeciwnie – fantazji. Ktoś może mi zarzucić, że „łatwo się mówi”. Ale sama staram się właśnie tak działać. I obserwuję ludzi, którzy tak właśnie postępują.
Ostatnio na korytarzu w Centrum Onkologii słuchałam, jak panie rozmawiały o ulubionych gatunkach win (tak, można przy tej chorobie pić alkohol 😉 ) Jedna z nich opowiadała, jak przygotowała sobie po powrocie z chemioterapii wspaniały obiad, który popiła ulubionym trunkiem. Warto nie rezygnować z przyjemności!
Nie jestem psychologiem, nie jestem lekarzem. Ale słucham i wyciągam wnioski z tego, co mówią mi specjaliści. Postanowiłam, że nie stanę się cieniem samej siebie, choćby nie wiem co. Na razie mi się udaje. Obcięłam włosy, w razie gdybym miała je tracić w wyniku leczenia, tymczasem okazało się, że niechcący wyszło całkiem dobrze. Wiele osób, które nie wiedzą, że jestem chora mówi, że fryzura jest dużo lepsza od poprzedniej 😉
To są drobiazgi. Ale drobiazgi, które mogą bardzo uprzyjemnić trudny czas. Choruj po swojemu. Rób to dla siebie.

Ludzie

Ktoś mi kiedyś powiedział, że za dużą wagę przywiązuję do roli ludzi w moim życiu. Brzmi bezdusznie, ale wtedy było w tym sporo racji. Chodziło o to, że za bardzo przejmowałam się (i zresztą przemuję do dziś) każdym przykrym słowem, każdym krzywym spojrzeniem, każdym szeptem za plecami.
Są jednak sytuacje, w których nie sposób wręcz przecenić roli innych. Nagle okazuje się, jak wiele znaczy jedno dobre słowo, a cóż dopiero, kiedy takich słów jest całe mnóstwo.
Kiedy po raz pierwszy siedziałam na korytarzu w Centrum Onkologii, z marszu postanowiłam wybudować wokół siebie mur. Nie słuchać rozmów tocząch się obok. Nie chciałam słuchać o cudzych chorobach, o cudzych nieszczęściach. Ale w pewnym momencie moją uwagę przykuła jedna z rozmów. Dwie starsze panie, już „doświadczone onkologicznie”, przekonywały kobietę w moim wieku, że to wszystko jest do przejścia. Że da się z tym żyć, że można sobie poradzić, że można się wyleczyć. Najbardziej jednak przemówiła do mnie nadzieja, z jaką odbierała to wszystko słuchająca. Ta, która jak ja, rozpoczynała właśnie swoją „onkologiczną drogę”. Zrozumiałam wtedy, że nikt, nawet najbardziej doświadczony specjalista, nie doda ci otuchy tak, jak ktoś, kto sam to wszystko przeszedł. To właśnie w tym momencie postanowiłam o wszystkim pisać. Jeśli kogoś będzie raziła taka otwartość, nie będzie tego po prostu czytał. Ale jeśli pomoże to, choćby w niewielkim stopniu, choć jednej osobie, to już będzie znaczyło, że warto.
Podczas kolejnej wizyty słuchałam, jak jedna z pań, przechodząca właśnie chemioterapię, żartuje z choroby. Opowiadała takie historie, że wszyscy w poczekalni śmiali się w głos. To było fantastyczne! Podobne wrażenie robi obserwowanie spotkań osób, które najwyraźniej poznały się właśnie w tym miejscu. Jak wypytują o postępy, jak dzielą się doświadczeniami. Jak wzajemnie pocieszają.
Kiedy po raz pierwszy napisałam o chorobie w otwartym profilu w mediach społecznościowych, obawiałam się posądzeń o to, że robię show. Bardzo szybko poczułam zawstydzenie, że w ogóle przeszło mi to przez myśl. Na niemal tysiąc różnych reakcji, była tylko jedna (!) agresywna, potępiająca. Wsparcia, jakie do mnie popłynęło, absolutnie się nie spodziewałam. Bardzo ważne było też to, że odezwało się mnóstwo osób, które same to przeszły, albo wspierały w tej drodze kogoś bliskiego. A to znaczy, że ma to sens. Jeśli jesteś w stanie dzielić się swoimi doświadczeniami – rób to! Nawet jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie czerpał przyjemność ze sprawienia ci przykrości, to i tak warto. Bo większość ludzi cię nie zrani.
Napisałam już o tym, i podtrzymuję, że tę potyczkę trzeba stoczyć w pojedynkę. Nikt przecież za ciebie nie będzie chorował, nikt za ciebie nie przejdzie całego procesu leczenia. Ale walka w pojedynkę wcale nie musi oznaczać walki w samotności. Nawet jeśli ktoś, kto był/jest dla ciebie bardzo ważny, w tym momencie znika, koncentruj się na tych, którzy zostają. I staraj się nie mieć żalu, nawet jeśli jest ci bardzo przykro. Szczerze mówiąc sama jestem wściekła na kogoś takiego, kto przez bardzo długi czas sprawiał, że czułam się w życiu bezpiecznie. Teraz go nie ma. Ale pracuję nad tym, żeby nie pielęgnować w sobie rozczarowania.
Nie zdawałam sobie sprawy jak wiele mogą znaczyć słowa wsparcia. Mają naprawdę niezwykłą moc. Mam nadzieję, że te pisane przeze mnie, będą też tej mocy miały choć trochę.

Dla D.  To On pierwszy mi powiedział, że nie z takimi rzeczami już sobie w życiu poradziłam.

kaR

Ciągle łapiesz się na tym, że nie jesteś w stanie, nie chcesz po prostu, wymawiać tego słowa. Słowa, którego – jak ci się zawsze wydawało – nigdy nie będziesz używać w odniesieniu do siebie. Tak – wiesz doskonale, że ludzie chorują. Ale nie ty. Ty możesz najwyżej zachorować na grypę…
Po pierwszych wynikach masz niemal pewność, że to pomyłka. Ktoś coś pomieszał, ktoś źle sprawdził. I choć już wtedy wszystko wali ci się na głowę, cały czas sobie powtarzasz, że to niemożliwe. To zwykłe nieporozumienie. Ale sprawdzić trzeba. I wtedy w twoim życiu pojawia się, w różnych formach, słowo „onkologia”. Onkolog, Centrum Onkologii, badania onkologiczne… Kolejne badania potwierdzają wcześniejsze wyniki. Ale to przecież niemożliwe! Stoisz na korytarzu w Centrum Onkologii, które do tej pory było jak mityczna kraina z koszmaru sennego, obserwujesz kobiety w chustkach na głowach, kobiety w perukach, i nadal myślisz, że to one są chore, nie ty. Wszystko jest tak nierealne, że po prostu czekasz kiedy się obudzisz i wszystko będzie w porządku. Niestety.
Kolejne skierowania, kolejne badania. Obiecujesz sobie, że nie będziesz się mazgaić i jest ci strasznie głupio, że mażesz się w poczekalni przed gabinetem, więc za wszelką cenę starasz się robić to tak, żeby nikt nie widział. A wokół ciebie mnóstwo ludzi. Wszyscy oni albo już to przeszli, albo właśnie zaczynają tę drogę, tak jak ty.
Mnóstwo osób okazuje ci wsparcie. Wiesz, że możesz na nie liczyć, wiesz, że ci pomogą, a mimo to wydaje ci się, że nigdy nie byłaś tak samotna. Że jesteś tylko ty i ta cholerna choroba.
Znajdą się też oczywiście w twoim otoczeniu tacy, którzy nie przejdą tej próby, ale wiesz doskonale, że nie możesz mieć o to pretensji. Nie każdy potrafi, i zresztą nie każdy musi, okazać wsparcie, odnaleźć się w tej sytuacji.

Właściwie potrzebujesz najbardziej żeby ludzie po prostu byli. Żeby wszystko było tak jak wcześniej. Normalnie. Żeby nikt, na kim ci zależy, nie zniknął z twojego życia.

Ale tak naprawdę w tej potyczce nikt pomóc ci nie może. Musisz ją stoczyć w pojedynkę.