Pani M.

Kiedy szłam do szpitala, obawiałam się kilku rzeczy. Poza oczywistymi także tego, że trafię tam na kogoś, kto cały czas będzie chciał rozmawiać o swojej chorobie, o cierpieniu, o bólu. A poznałam Ją. Panią M. I bardzo się cieszę, że pojawiła się w moim życiu. Mimo, a może zwłaszcza, że w takich okolicznościach.
Czekała Ją dużo poważniejsza operacja niż moja. Mastektomia. Nie robiła z tego tragedii. Opowiadała o wszystkim rzeczowo, i tylko wtedy, kiedy temat się pojawiał, nigdy sama nie kierowała rozmowy na swoją chorobę. Niezwykle pogodna Pani po sześćdziesiące. Od lat sama z niepełnosprawną córką. Jej córka, choć na wózku, była w szpitalu codziennie. Podobnie, jak mnóstwo innych osób. Przychodziły, dzwoniły, widać było, że gromadzi wokół siebie innych. Że jej życiowe troski nie zniechęcają znajomych. Wręcz przeciwnie. Była cały czas otoczona ludźmi, za co też Ją podziwiałam, bo sama akurat zwyczajnie nie chciałam, żeby ktoś mnie oglądał w „wersji szpitalnej”.
Powiedziała mi: „Przed przyjściem do szpitala kupiłam nowy stanik. Nie wiem po co, ale co mi tam!”, i serdecznie się roześmiała. Założyła go zresztą krótko po usunięciu piersi i żartowała, że „odrosła Jej przez noc”.
Dużo rozmawiałyśmy. Przede wszystkim o książkach, bo okazało się, że czyta równie dużo, jak ja. W dodatku lubi podobną literaturę. Kiedy obie budziłyśmy się w nocy, zapalałyśmy światło i każda chwytała coś do czytania.
Dzień po operacji, po dobowej głodówce, rzuciłyśmy się razem na ciastka i czekoladę, które kupiłam w szpitalnym sklepie. Śmiałyśmy się ze szpitalnego jedzenia. Mówiła: „No to zgadujmy, co też nam tym razem dali. Może po smaku jakoś nam się uda.”
O wszystkim opowiadała żywiołowo, ale bez drażniącej krzykliwości. Przyjemnie było Jej słuchać. Przyjemnie było z Nią rozmawiać. A czasami po prostu milczałyśmy, i to wcale nie było niezręczne. Było akurat.
Spędziłyśmy razem cztery dni. Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego pobytu w szpitalu.
A potem się pożegnałyśmy (ja wychodziłam pierwsza). Pomyślałam później przez chwilę z żalem, że nawet nie wymieniłyśmy się numerami telefonów. Ale może to tak właśnie miało być. Może to taki czas właśnie miałyśmy ze sobą spędzić. Często teraz myślę o Niej, o Jej szczególnej sile i pogodzie ducha.
Czasem warto trafić do szpitala także po to, żeby spotkać kogoś takiego jak Ona. Jak Pani M.